Kiedy narzeczony Jennifer, Chris, nagle przesunął datę ich ślubu, tłumacząc się pilnym wyjazdem służbowym, kobieta była rozczarowana. Miało to być ich wielkie święto, a jednocześnie jej urodziny – dzień, który od miesięcy planowali z dbałością o każdy szczegół. Jennifer próbowała zrozumieć sytuację i zaakceptować zmiany, choć w głębi serca czuła, że coś jest nie tak.
Tego dnia, który miał być ich ślubem, Jennifer czuła pustkę. Chcąc oderwać się od myśli o Chrisie, wyszła na spacer po mieście. Zbłąkane kroki zaprowadziły ją do eleganckiego hotelu na obrzeżach. Zamierzała wstąpić na drinka, by chociaż na chwilę zapomnieć o smutku.
Wtedy go zobaczyła.
Chris stał przy recepcji w garniturze, wyraźnie skupiony na rozmowie z obsługą hotelu. Jennifer zamarła. Przecież miał być setki kilometrów stąd, zajęty swoją rzekomo nieuniknioną podróżą służbową. Serce zabiło jej szybciej, a w głowie pojawiły się setki myśli.
Podbiegła do niego, nie zważając na nic.
– Chris! Co ty tutaj robisz?! – jej głos drżał od emocji.
Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, jego twarz zdradzała zaskoczenie.
– Jen… To nie tak, jak myślisz. Proszę, daj mi chwilę, żebym ci to wyjaśnił.
– Nie tak, jak myślę? – Jennifer nie mogła powstrzymać goryczy w swoim głosie. – Okłamałeś mnie! Miałeś być w podróży służbowej, a tymczasem ukrywasz się w hotelu! Powiedz mi prawdę!
Chris odetchnął głęboko i spojrzał na nią poważnie.
– To dotyczy twojej matki.
Jennifer zesztywniała.
– Mojej matki? Przecież ona odeszła, kiedy byłam dzieckiem…
Chris skinął głową.
– Od trzech lat staram się ją odnaleźć. Wynająłem detektywów, szukałem informacji, ale dopiero niedawno trafiłem na ślad. Kobieta o imieniu Margaret, która zatrzymała się w tym hotelu, może być twoją matką.
Jennifer czuła, jak jej świat zaczyna wirować. To, co wydawało się zdradą, okazało się czymś zupełnie innym – tajemnicą, którą Chris ukrywał przed nią przez lata, by nie dawać jej fałszywej nadziei.
Dwie godziny później ktoś zapukał do drzwi hotelowego pokoju.
Jennifer wstrzymała oddech, kiedy w progu stanęła wysoka kobieta o siwiejących, ciemnych włosach. Miała to samo spojrzenie – głębokie, zielone oczy, które Jennifer widywała codziennie w lustrze.
– Jennifer? – zapytała cicho, jej głos łamał się od emocji.
– To naprawdę ty? – Jennifer ledwo wypowiedziała te słowa, czując, jak łzy napływają jej do oczu.
Kobieta skinęła głową, a w jej oczach pojawiło się wzruszenie.
– Tak, to ja. I przepraszam…
W tym jednym momencie wszystko, co Jennifer myślała, że wie o swoim życiu, zmieniło się na zawsze.