Zuzanna zawsze uważała się za najmniej zauważalną dziewczynę w klasie. Była drobna, szczupła, miała piegowatą twarz i rude włosy, które nie pasowały do kanonu szkolnego „piękna”. Kiedy patrzyła na swoje koleżanki z jasnymi włosami i błękitnymi oczami, czuła się jak cień.
– Skarbie, wszystko przyjdzie w swoim czasie – powtarzała jej mama z czułością. – Ja też zakwitłam dopiero w liceum. Jeszcze niejeden chłopak straci dla ciebie głowę, zobaczysz. Ale ty masz dopiero trzynaście lat, nie spiesz się.
Zuzia kiwała głową, a jednak jej oczy zdradzały coś innego – cichą tęsknotę za byciem kimś wyjątkowym. W lustrze długo wpatrywała się w swoje odbicie, próbując dostrzec w sobie coś więcej niż tylko przeciętność.
Odkąd pamiętała, podobał jej się Kacper – chłopak z równoległej klasy. Wysoki, energiczny, uśmiechnięty. Jego brawura była zaraźliwa, zawsze lider, zawsze w centrum uwagi. Na lekcjach WF-u Zuzia podziwiała go z boku, śledząc jego ruchy na boisku z zapartym tchem.
Ale nawet gdyby nie był tak przystojny, i tak by ją fascynował. To, co ją od niego oddzielało, to nie tylko jego popularność, ale też tłum znajomych, który zawsze go otaczał. A Zuzia… Zuzia była zawsze gdzieś z tyłu, na marginesie.
Na widok Kacpra serce jej przyspieszało, ale gdy tylko przechodził obok, spuszczała wzrok i uciekała spojrzeniem, jakby obecność tego chłopaka parzyła.
Nikomu nie mówiła o swoich uczuciach, ale miała wrażenie, że wszyscy się domyślają. A to, że ktoś mógłby się z niej śmiać – było jej największym koszmarem. Dlatego zdecydowała się zapomnieć o Kacprze. Skupić się na nauce, na sobie. I choć na początku było trudno, udało jej się. Krok po kroku odbudowywała swoją pewność siebie.
Mijały miesiące, a Zuzia dojrzewała. W wakacje po ósmej klasie jej ciało się zmieniło, twarz wypiękniała, ruchy nabrały lekkości. W technikum była już inną dziewczyną – cichą, ale pewną siebie.
Z Kacprem nie miała kontaktu. Czasem tylko słyszała o nim coś przypadkiem od nauczycielki z podstawówki, pani Marii, która mieszkała nieopodal. Spotkania klasowe ją nie interesowały – nie czuła więzi z dawną klasą.
Aż do dnia, gdy usłyszała, że organizowane jest spotkanie z okazji jubileuszu pani Marii. To było trzydzieści lat po zakończeniu szkoły. Zuzia poczuła, że chce się pojawić – dla niej.
Na miejscu zapanowało wzruszenie. Ludzie przytulali się, rozmawiali, śmiali się jak dawniej. I wtedy go zobaczyła. Kacper. Wysoki, siwiejący mężczyzna w eleganckim garniturze, z brodą i tym samym błyskiem w oku, który pamiętała z dzieciństwa.
Zanim zdążyła odwrócić wzrok, podszedł do niej.
– A toż to moja tajemna miłość z podstawówki – powiedział z uśmiechem, całując ją w dłoń.
Zuzia poczuła, jak jej policzki się rumienią.
– Miłość? Ja? Dlaczego dowiaduję się dopiero po tylu latach?
Zaśmiali się oboje. Rozmawiali długo – o dzieciach, pracy, życiu. Oboje mieli już rodziny.
W pewnej chwili Zuzia odważyła się zapytać:
– Ale powiedz… co wtedy we mnie widziałeś? Przecież byłam tylko cichą, nijaką dziewczynką.
– I właśnie to mi się podobało. Że byłaś inna. Chodziłaś z podniesioną głową, jakbyś miała własny świat. Byłaś… dumna. I nigdy nie miałem odwagi podejść.
Zuzia uśmiechnęła się smutno.
– A ja byłam pewna, że nie mogę się przebić przez twoje otoczenie. I sama nigdy nie odważyłabym się zagadać pierwsza. To była dziecięca bajka…
– A może nie – powiedział Kacper zamyślony. – Może właśnie coś przegapiliśmy.
– Może spotkamy się w innym życiu – zaśmiała się Zuzia.
– Będę szukał twoich zielonych oczu – szepnął.
W tym momencie dobiegł ich głos:
– Mamo! Przyjechaliśmy z tatą!
Przez tłum przeciskał się młody mężczyzna.
– Poznaj mojego syna – powiedziała Zuzia z dumą.
– Kacper – przedstawił się chłopak, ściskając dłoń starszego mężczyzny.
– Kacper Janowicz – powtórzył Kacper i spojrzał na Zuzię. W jego oczach mieszały się wzruszenie i… coś jeszcze.
Gdy Zuzia ruszyła do wyjścia, Kacper jeszcze raz podszedł do niej.
– Zuzia… dziękuję ci.
– Za co? – zdziwiła się.
– Za pamięć. Za to, że ktoś taki jak ty… nadał mojemu imieniu nowe życie.
Zuzia uśmiechnęła się lekko i wsiadła do samochodu.
– I jak było? – zapytał mąż.
– Dobrze. Wzruszająco. Czas płynie, ludzie się zmieniają… Ale dobrze czasem wrócić do przeszłości.
Spojrzała przez okno i cicho szepnęła:
– I czasem dobrze wiedzieć, że niektóre uczucia naprawdę zostają z nami na zawsze. Choćby tylko jako ciche wspomnienie.